- Szczegóły
-
Kategoria: 15. Chile
-
Odsłony: 5085
21-28 marzec 2014 roku (590-597 dzień)
Torres del Paine ... czyli jak uniknęliśmy losu króla Popiela i zostaliśmy Chilijczykami pełną gębą
Strasznie nie chce nam się ruszyć. Pada, wieje i najchętniej zostalibyśmy w ciepłym hostelu. Torres del Paine zaliczyć jednak trzeba, a skoro trzeba to karnie zerwaliśmy się z pościeli jeszcze po ciemku, by dołączyć do wciąż sporej, pomimo końca sezonu, grupki żądnych wrażeń.
Już na wstępie strażnicy parkowi przywitali nas miłą niespodzianką. Kilka już razy skorzystaliśmy z RUT-u, czyli tutejszego NIP-u, żeby płacić sporo niższą stawkę dla Chilijczyków. Tym razem jednak wypadły urodziny Prezesa, albo Dzień Leśnika i uroczyście nam oznajmiono, że Chilijczycy wchodzą za darmo! Tym oto sposobem, bez zbędnych formalności, starań i aranżowanych małżeństw zostaliśmy mianowani na Swoich!
A park oczywiście piękny, chociaż Fitz Roy i Perrito Moreno z poprzedniego wpisu zrobiły na nas dużo większe wrażenie. Tam nie mieliśmy jednak takich atrakcji i takiego zbliżenia z lokalną fauną jak tu. Pierwsze spotkanie było dość nieśmiałe. Obudził nas jakiś delikatny chrobocik, a światło latarki ujawniło obecność kogoś trzeciego. A ten ktoś trzeci zostawił niewielką dziurkę jakieś dziesięć centymetrów nad podłogą namiotu, chcąc zapewne dostać się do naszych zapasów. Wywiesiliśmy cały nasz spożywczy dobytek na drzewie, ale napastnik wrócił, a chwila naszej drzemki wystarczyła by dziurę powiększyć. Do rana więc co chwilę budziliśmy się i przeganialiśmy upartą mysz świecąc jej bez przerwy latarką po ślepiach.
Spotkanie twarzą w twarz nastąpiło w czasie ostatniego noclegu. Zanocowaliśmy na kempingu, na który, chyba nie bez przyczyny, kusi się niewielu turystów. Nie ma miejsc osłoniętych od wiatru i jak nas ostrzegli napotkani ludzie, grasują tam setki myszy. Nie mieliśmy jednak za bardzo wyjścia, ostatni autobus już pojechał, a do poprzedniego kempingu przy wietrze zrzucającym ze ścieżki nie uśmiechało nam się wracać. Powiesiliśmy więc plecaki w naszych nieprzemakalnych workach na sznurku do prania, a sami rozłożyliśmy się na stole pod wiatą. Dołączyła jeszcze do nas para Niemców, którzy rozłożyli się na ławkach. Myszki nie czekały nawet aż położymy się spać. Zwiadowczyni dała o sobie znać przebiegając mi bezczelnie po stopie. Wydawało się jednak, że na stole będziemy bezpieczni. To poczucie zmniejszyło się znaczenie, gdy zobaczyłam jak myszki przebiegają po ławkach, na których spali już niczego nie świadomi Niemcy. Potem dorwały się do powieszonych wysoko śmieci, a wtedy już Krzysiek biegający z miotłą (swoją drogą jedyny kemping, na którym w ramach wyposażenia znajdowały się dwie miotły na kiju) obudził i uświadomił naszych współspaczy, że myszy właśnie buszują w ich śmieciach i biegają po plecakach. Najgorsze jednak nastąpiło, gdy wiedziona instynktem wyjrzałam ze śpiwora i spojrzałam w błyszczące oczęta paskudnego myszocha buszującego po naszym stole! Postanowiłam więc nie spać i czytać przy latarce dopóki dam radę. O 3 nad ranem było mi już wszystko jedno. Przykryłam głowę śpiworem i jakoś dotrwałam do rana. Na szczęście plecaki, a w nich namiot i śniadanie przetrwały noc nienaruszone. Niemcy natomiast podzielili się owsianką z myszami, a wielka dziura w plecaku została im na pamiątkę.
W Puerto Natales przywitały nas kormorany na palach. |
Jak również naczelny wiertniczy. |
Byli też akrobaci nad oceanem |
Trekking zaczynamy w deszczu. Klasycznie ruszamy na trasę "W" - czyli czeka nas kilka dni spacerów po okolicach. |
Bienvenido! Ale mina jakaś nietęga! |
Tego dnia widoków nie było. W sumie to nie ma co się dziwić - w marcu i kwietniu pada tu najwięcej. |
Od następnego ranka aura nam już sprzyjała. |
Główna atrakcja parku - widok na wieże z Base de Las Torres. |
Torres del Paine |
Masyw należy do grupy górskiej Cordillera del Paine i składa się z trzech wież skalnych (około 2500 m n.p.m). |
Torres del Paine |
Co roku odwiedza to miejsce 140 tysięcy osób |
Torres del Paine |
Korzystaliśmy z darmowych kempingów - Campamento Torres |
Obraz na szlaku |
Nad rzeką Ascencio |
Górskie ciężarówki |
Dolina Ascencio |
Kondor patrolował okolice |
Jezioro Nordenskjöld |
Park Narodowy Torres del Paine |
To był długi dzień. Kolejne krajobrazy na naszej drodze. |
Park Narodowy Torres del Paine |
Jezioro Nordenskjöld i turkusowa woda |
Cuernos del Paine |
Po lewej Cerro Paine Grande i po prawej Cuernos del Paine |
Park Narodowy Torres del Paine |
Wycieczka do Doliny Francuskiej |
Przez dolinę przepływa rzeczka |
Dolina Francuska |
Torres i Cuernos del Paine |
Dolina Francuska |
Dolina Francuska |
Dolina Francuska |
Dolina Francuska |
Pogoda zmienia się tu bardzo szybko |
W dole jezioro Pehoé |
Park Narodowy Torres del Paine |
Park Narodowy Torres del Paine |
Park Narodowy Torres del Paine |
Trzeci dzień spaceru i poranek przy jeziorze Skottsberg |
Park Narodowy Torres del Paine |
Tym razem lewitująca Sława |
Efekt pożarów parku - winowajacami czeski (2005 roku) i izraelski turysta (2011). |
Spłonęło wówczas 155 km2 i 176 km2 parku. |
Pora na ostatnią atrakcję ramienia "W", czyli w drodze do lodowca Grey. |
Lodowiec Grey na horyzoncie |
Wiatr dał się nam we znaki |
Kostka lodu w Jeziorze Grey |
Trochę parkowej flory |
Jezioro Pehoé |
Jezioro Pehoé |
Nadciąga typowa patagońska pogoda. |
Kłębowiska chmur nad nami |
Jezioro Pehoé |
Jezioro Pehoé |
To już końcówka naszej przygody w Torres del Paine |
Park Narodowy Torres del Paine |
Park Narodowy Torres del Paine |
Według magazynu National Geographic park został wybrany jako piąte najpiękniejsze miejsce na Ziemi. |
Nad rzeką Pingo |
Wizyta ufoludków |
Schowaliśmy się przed huraganowm wiatrem pod wiatą, żeby spędzić noc w towarzystwie myszek. |
Chmury były rzeczywiście kosmiczne |
Park Narodowy Torres del Paine |
Sława poskramia wiatr! Prrr, szalony! |
Park Narodowy Torres del Paine |
Tęczowe pożegnanie nad Jeziorem Toro |
Park Narodowy Torres del Paine |
Mylodon darwini - jego skóra została znaleziona w pobliskiej jaskini. Szacuje się, że zwierz ten żył 5 tys. lat temu. |
Jedno takie łapsko widzieliśmy na pustyni na północy Chile. |
Sława w szponach mylodona jednak pod protekcją Burka nic jej nie grozi. |
Kicia Blachara |
Ostatni spacer po Puerto Natales i żegnamy Chile! Przygoda była wspaniała! Jak dla nas to krajobrazowo kraj nr 1 w naszej podróży! |