czol1050c

13-16 wrzesień 2012 (36-39 dzień)

021

    Koniec laby, czas wyrwać się z tumanów spalin i zakosztować trochę mongolskiej wsi. Naszym pierwszym celem jest park narodowy Gorkij Terelj. Bliskość stolicy sprawia, że miejsce jest dość popularne wśród turystów, a w weekendy przeżywa inwazję Ułanbatorczyków. Na szczęście nie odbiera mu to uroku i zawsze można wybrać ścieżki, z których mało kto korzysta. Tu właśnie po raz pierwszy zdarzyło nam się przenocować w jurcie (w Mongolii zwanej gerem). Ger był turystyczny, z elektrycznością i niedziałającym telewizorem (znowu jesteśmy do tyłu z „M jak miłość”), więc póki co nie możemy się pochwalić doświadczeniem próbki koczowniczego mongolskiego życia. Nie odebrało nam to jednak frajdy. Napaliliśmy w kozie i poszliśmy spać.

    Prawie z samego rana, tak koło 12, zapakowaliśmy wszystkie rzeczy i wybraliśmy się na mały trekking wzdłuż rzeki. Zgodnie z planem mieliśmy przejść trochę więcej niż połowę trasy, zanocować i rano ruszyć dalej, a gdyby nie było gerów po drodze, wrócić do miejsca wcześniejszego noclegu. Gery na szczęście były, więc przestaliśmy martwić się o nocleg i cieszyliśmy się widokami. Po drodze kilka razy trzeba było przejść przez lodowatą rzekę. Prąd miejscami był dość silny, a dno kamieniste co uniemożliwiało szybką przeprawę. Nie było wyjścia, musiał wkroczyć ciężki sprzęt przeprawowy czyli chiński „Klapek Brodzący” typu Japonek. Sprzęt się sprawdził, rzeka pokonana, idziemy dalej. Pod wieczór zaczęliśmy rozglądać się za jakimś gerem. Konno podjechał do nas młody chłopak, chyba chciał nam coś powiedzieć, może przed czymś ostrzec. W końcu jednak nie powiedział nic i pogalopował z powrotem. My niewzruszeni poszliśmy dalej. Zgodnie z mapą za jakąś godzinkę powinien być camping gerowy. Idziemy, idziemy a tu nic, kolejna górka i dalej nic. W między czasie zrobiło się ciemno, a my bez namiotu, głodno, chłodno i do domu daleko. Może zwinęli się już na zimę? Powoli traciliśmy nadzieję. W końcu, za kolejnym zakrętem na wzniesieniu wyłoniły się gery. Nie wyglądały jak camping, ale wszystko jedno, chyba nie odmówią nam noclegu. Na szczęście nie musieliśmy się o tym przekonywać bo za górką naszym oczom ukazał się rozświetlony obóz z luksusowymi jurtami. Na szczęście było przed weekendem więc za dobrą cenę zakopaliśmy się w cieplutkich i czystych kołderkach i poszliśmy spać.

    Po wycieczce, która w rezultacie okazała się dłuższa niż przewidywaliśmy, na kolejny dzień przewidzieliśmy opcję minimum. Dotarliśmy do głównej drogi i przeraziliśmy się sznurem autobusów i samochodów jadących w stronę parku. Oj, chyba tym razem nie uda nam się wynegocjować dobrej ceny, o ile w ogóle będą mieli miejsca. Kolejne nadciągające autobusy utwierdziły nas w tym przekonaniu, więc daliśmy się porwać miejscowej pani, która zabrała nas do swojego własnego rodzinnego geru. Tutaj zaznaliśmy trochę folkloru, bo tym razem do palenia w kozie nie dostaliśmy drewna ale krowie placki. Chyba działają, bo w tym gerze było nam najcieplej ze wszystkich.

    Na niedzielę został nam do zaliczenia umieszczony w szczerym polu gigantyczny pomnik Czyngis-Chana. Pomnik odhaczony i znowu wracamy do Ułan Bator. Przy okazji sprawdziliśmy też jak działa autostop – miałbyć płatny a nam po trzykroć okazał się darmowy. Oby tak dalej!

wroc1 wzor dalej1

 

 

Terelj
Nasza pierwsza noc w gerze.
Terelj
 Bycza przeprawa przez rzeczkę we wsi Terelj.
Terelj
Nasz apartament w całej okazałości.
Terelj
Ger
Terelj
 A na kolację różne przysmaki. Szkoda tylko, że nie było w telewizji naszego ulubionego serialu: "M jak mdłości".
Terelj
 Nasza gerowska koza.
Terelj
 Czas na "spacerek" po parku. Trasa wyznaczona, czas ruszać. Najpierw wzdłuż rzeczki.
Terelj
 Później trochę po stepie.
Terelj
 Było i towarzystwo.
Terelj
 Trochę się zachmurzyło ale zawsze jest gdzie się schować w razie deszczu.
Terelj
 Park Narodowy Terelj
Terelj
 Park Narodowy Terelj
Terelj
Nawet gdzieś w pobliżu trochę pokropiło.
Terelj
 "Motyla noga - jaka zimna woda!"
Terelj
Brakowało tylko siodeł bo byli chętni żeby się do nas dołączyć.
Terelj
I byśmy jak ten punkcik mknęli dalej przez step...
Terelj
 ... a tymczasem pozostało łapanie okazji lub pozdrawianie tłumów.
Terelj
 Gdzieś w połowie drogi.
Terelj
 Widok na monumentalny pomnik Genghis Khana - jakieś 15 km od nas.
Terelj
 Park Narodowy Terelj
Terelj
 No i gdzie te gery?
Terelj
 Dotarliśmy! Już po ciemku ale udało się! Nie trzeba nocować w wyłomie skalnym.
Terelj
 Park Narodowy Terelj
Terelj
 Obozowisko
Terelj
 Nasz luksusowy ger camp. Nasz - to ten dymiący.
Terelj
 A na kolację i śniadanie piecowe zapiekanki.
Terelj
 Park Narodowy Terelj
Terelj
 W drodze do sklepu. Co by tu kupić?
Terelj
 Stół wielofunkcyjny - zagrać też można.
Terelj
 Ulubiony napój w Mongolii (nie, nie to nie kumys) - w smaku niczym prawdziwa pomarańcza.
Terelj
Park Narodowy Terelj
Terelj
 Jesiennie
Terelj;
 Trzeba przecież jakoś wyglądać w tym stepie.
Terelj
 Żółw niczego sobie. Ze szczególnym pozdrowieniem dla Henia!
Terelj
 Park Narodowy Terelj
Terelj
 Od dźwigania plecaków to i my niedługo tak będziemy wyglądać.
Terelj
 Kolejny ger. Tym razem wynajęty od tubylców. U nas co prawda nie było ani plazmy, ani dvd ale kupami paliliśmy w piecyku wszyscy (czyli równość).
Terelj
 Zachód słońca zza pagórka.
Terelj
 Wychodek z widokiem. Na ten widok był całkiem otwarty!
mong tereji
Plan naszej wędrówki.
Terelj
 Monumentalny Genghis Khan.
Terelj;
 Tym razem bez Jadźwinga ale za to z wodzem.
Terelj
 Genghis Khan
Terelj
Genghis Khan - 40m wysokości (Statua Wolności - 46m)
wroc1 wzor dalej1

 

 




Showcases

Background Image

Header Color

:

Content Color

:

Our website is protected by DMC Firewall!