- Szczegóły
-
Kategoria: 5. Indie
-
Odsłony: 5397
27-29 grudzień 2012 roku (141-143 dzień)
To, że w końcu odebraliśmy motory nie oznacza jeszcze, że skończyły się nasze z nimi przygody. Podróż do Goa podzieliliśmy sobie na trzy dni, tak żeby jakoś specjalnie się nie męczyć i powoli przyzwyczaić się do jazdy. Na pierwszy nocleg dotarliśmy do Pune. Wstaliśmy z samego rana, żeby zrobić sporo kilometrów i nie jechać po ciemku, a tu niespodzianka. Enfield nie chce odpalić. Jeden kop, drugi, dwudziesty i nic. W końcu znaleźli się pomagierzy. Udało się, ale za chwilę znowu gaśnie i kolejny pomagier próbuje swoich sił. W końcu sukces i jedziemy. Czujemy wiatr we włosach i muchy w zębach – to jest to o co nam chodziło. Na wieczór docieramy do Belgaum. Rano sytuacja się powtarza. Tym razem Krzysiek nawet nie zdążył się zmęczyć kopaniem, gdy zebrał się całkiem pokaźny tłumek. Kopie właściciel hotelu i pan z kiosku. Kopie nawet komendant Policji. Tłum coraz większy, a tu dalej nic. W końcu dzwonią po mechanika, a Enfield jakby zawstydzony swoim maruderstwem odpala. Mechanik zdążył jednak przyjechać i twierdzi, że jest problem ze sprzęgłem. Nie wierzymy bo przecież motor jest po generalnym remoncie. Nigdy jednak nie zapytaliśmy co generalny remont oznacza w słowniku hinduskiego mechanika. Sprzęgło jak widać nie wchodzi w zakres i po dojeździe do Goa nie ominęła nas wizyta u kolejnego speca. Poza tym maszyny chodzą jak złoto i naprawdę mamy nadzieję, że ta pechowa seria już się skończy. Jak nie to utopimy drani w morzu i dalej pójdziemy na piechotę.
W wielu indyjskich hotelach jest taki zwyczaj, a właściwie nie ma zwyczaju zmieniania pościeli. Wynajmujesz pokój i masz okazję pospać sobie w łóżku, w którym spało wcześniej dziesięciu spoconych i niedomytych facetów. To oczywiście już moja wyobraźnia, ale po kolejnej takiej sytuacji Krzysiek wskazał na brudne prześcieradła i bardziej stwierdził niż zapytał, że to oczywiście zmienią na czyste. Na tak głupie oczekiwanie Hindus pomachał po hindusku głową na boki i po prostu na nowo ułożył brudne ściery. Czysta pościel i tak by nam chyba nie pomogła, bo w materacach zagnieździły się dzikie lokatorki. Rano nie pozostało nam nic innego jak tylko liczyć ślady po pluskwich ugryzieniach i wybierać z moskitiery niedobitki, które nie zdołały się ukryć po nocnym szaleństwie.
W końcu docieramy do Goa, chociaż odcinek przewidziany na ten dzień to koszmar. Polskie drogi po zimie to pikuś w porównaniu z kraterami, które przyszło nam omijać. A w Goa po samotnych Świętach w końcu będziemy mieli fajne towarzystwo, ale o tym w następnym odcinku.
Pierwszy nocleg na naszej trasie wypadł w Pune. |
|
Widok z apartamentu w Belgaum. |
|
Policja nie ma szans przy naszych maszynach.
|
|
Kolacja w Belgaum.
|
|
Jadźwing czeka na żarełko! |
|
Zestaw obiadowy veg. |
|
W drodze nad morze. Już niedaleko, przez góry i lasy... |
|
...przez rzeczkę... |
|
Jeden z ostatnich postojów. |
|
Goa po raz drugi! |
|
Jakoś tak dziwnie się na nas patrzyły te stwory. |
|
Domek na plaży. |
|
Ulubiony kurczak tandoori. |