- Szczegóły
-
Kategoria: 24. Panama
-
Odsłony: 4242
19-20 styczeń 2015 roku (894-895 dzień)
... czyli na emeryckim speedzie
Po śniadaniu żegnamy się z Johnnym. Jeszcze kawałek jedziemy z Holgerem i Freemanem, ale oni jadą na plażę, a my przed granicą zatrzymujemy się w emeryckim Boquete. Dlaczego emeryckim? To podobno jedna z najpopularniejszych wśród Amerykanów destynacji na osiedlenie się na emeryturze. Faktycznie, zagadywani po hiszpańsku właściciele hosteli patrzą się na nas jakbyśmy właśnie z Marsa przylecieli. Może na emeryturze nie czują już potrzeby uczenia się języków i żyją tu we własnej enklawie, ale wypadałoby przynajmniej przywitać się po hiszpańsku.
Mamy ochotę na dzień aktywności, więc podpytujemy właściciela naszego hostelu co by tu można zrobić. Ten na to wyciąga dość niewyraźną kopię mapy i z prędkością karabinu maszynowego zaczyna nam tłumaczyć kreśląc przy tym linie, skale, wypisując kilometry i godziny przejść. Po kilku minutach mapa wygląda jakby dorwał się do niej dwulatek z długopisem. Próbujemy mu przerwać i zapytać o coś, ale on tylko mówi, że nie teraz, że za chwilę, że przecież właśnie tłumaczy. Kiedy w końcu myśleliśmy, że może jednak uda nam się wtrącić słówko zerwał się z krzesła, wpadł na sekundę do pokoju po czym wypadł, przejrzał się w lustrze charakterystycznie trąc nos. No cóż, nie za bardzo dowiedzieliśmy się co, jak i gdzie tu można zrobić, ale jakby ktoś w tym emeryckim miasteczku szukał dobrego towaru to na pewno w Hostelu Palacios dostanie wytyczne, a może i próbkę gratis – tego pewni nie jesteśmy bo pod tym względem to my akurat trochę zemeryciali jesteśmy.
Poranek nad Pacyfikiem |
Tutejsze plaże nie zachęcają do leżakowania ale widoki niczego sobie. |
Motorowa rodzinka Johnnego (od lewej: Freeman i Holger). |
A w drodze na północ towarzyszyły nam zielone wzgórza. |
Witamy w emeryckim raju Boquete! |
No i wszystko jasne! Pancho (właściciel Hospedaje Palacios) naspeedował, to znaczy narysował nam wszystkie możliwe opcje do zaliczenia. On z pewnością zdołałby to zrobić w jeden dzień! |
O jeden dzień spóźniliśmy się na Festiwal Kwiatów i Kawy. Na szczęście jeszcze coś pozostało. |
Czas się trochę rozruszać. Trafiliśmy przy okazji na jakąś magiczną skałę. |
Zaliczyliśmy też krzaki kawowe. |
Później fotka przy wodospadzie. |
Przy strumyczku również. |
No i ruszyliśmy z kopytek, z nadzieją na rychły powrót słońca. |
Nieopodal leśniczówki ukryliśmy CONIECO pod naszą płachtą niewidką. Nie wiemy co bo przecież nie widać. |
Sendero Los Quetzales |
Kózko-owce już wracają |
Sendero Los Quetzales |
Pełna profeska - trekkingowy but typu "Gumaczek" najlepszy na spacer w lesie deszczowym. |
Pobieramy myto |
Krzywozębiak panamski |
Trochę się przejaśnia |
Sendero Los Quetzales |
Przed nami i za nami mgła na wzgórzach. Boquete leży u podnóża najwyższej góry w Panamie - Volcan Barú (3474 m n.p.m.) |
Wagonikiem wróciliśmy do miasteczka. |
Miał być rebus ale nawet Pancho, którego umysł działa z prędkością błyskawicy, nie był w stanie odgadnąć tak abstrakcyjnego przesłania. A może jednak się ktoś pokusi - dla ułatwienia jest to zagadka połowicznie lingwistyczna i nie chodzi w niej o Colę ;) Nagroda będzie jak ktoś zgadnie! A jaka? Myślimy, że nikt nie zgadnie, więc nie jesteśmy przygotowani. |
Garść praktyczna: > Sendero Los Quetzales bez opłat; > Hospedaje Palacios - 25USD za pokój dwuosobowy bez łazienki, dostęp do internetu i kuchni. |