22-26 październik 2013 roku (440-444 dzień)
Długo zastanawiamy się czy jechać na Bohol. Mamy już bilety i raczej po tak dużym trzęsieniu ziemi drugie nie powinno się zdarzyć, ale jakoś mamy wątpliwości czy pchać się tam, gdzie ludzie przeżywają tragedię. W końcu dwie godziny przed odlotem na lotnisku w Manili podpytujemy faceta, który właśnie stamtąd wrócił i potwierdza się, że po pierwsze wszystkie hotele działają, a ludzie właśnie teraz potrzebują nowych przyjezdnych bo wielu turystów uciekło, a wraz z nimi ich jedyne źródło zarobku. Przy okazji Krzysiek wygrywa w naszych prywatnych zawodach „Wywęszyć Polaka”. Ja tu się produkuję po angielsku, a ten po dwóch zdaniach zwietrzył rodaka.
Na miejscu okazuje się, że ludzie faktycznie nie mają teraz pracy. Pierwszy raz na Filipinach zdarza nam się, żeby otoczyli nas taksówkarze i licytowali się, który z nami pojedzie.
Zatrzymujemy się na połączonej z Boholem mostem wysepce Panglao. W tym miejscu nie widać za bardzo skutków trzęsienia. W zasadzie runął tylko jeden kościół. Dopiero jak jeździmy skuterem po Bohol widać ile jest zniszczeń.
W Panglao i Tagbilaran, czyli głównym mieście na wyspie, życie toczy się normalnie. W miejscowym centrum handlowym odbywają się nawet wybory Miss i Mistera galerii. Najpierw prezentują się dziewczyny. Nasza faworytka wystawiła monodram, o niewdzięcznej córce, a faworytka nr 2 wysprejowała w kilka minut obraz pt. ”Planety” po czym przytoczyła opowieść biblijną. Nieźle, myślimy sobie, kiedy okazuje się, że jeden z chłopaków wysprejował identyczny obraz i przytoczył identyczną opowieść. Reszta młodzieży wyćwiczona na rodzinnych karaoke (tutaj videoke) uznała, że to co przechodzi u cioci na imieninach przejdzie i na wyborach. Przeszło, ale ból w uszach pozostał. Nasza faworytka zwyciężyła. Nie miała jednak konkurencji. Na pytanie jaka jest jej największa zaleta odpowiedziała – oczy, bo widzę nimi piękno ukryte w ludziach… Wymyślilibyście na poczekaniu?
Nie mamy jeszcze wielkiego doświadczenia nurkowego, ale podwodne krajobrazy w okolicach wyspy Balicasag są najlepszymi jakie dotąd widzieliśmy. Po nurkach na Palawanie i tu w końcu wkręcamy się na dobre w ten sport.
Trzęsienie ziemi to tragedia dla ludzi, ale i trauma dla zwierząt. Tylko cztery z kilkunastu tarsierów, czyli gremlinopodobnych zwierzaków, pokazuje się publicznie. Reszta pochowała się gdzieś w norkach i na razie nie chce wyjść.
Przesiadka - Manila na godzinę. |
Lądujemy w Tagbilaran. Służby wojskowe postawione w stan gotowości w związku z trzęsieniami ziemi. |
Z pokojem dostaliśmy jednoślada - niezły interes. Protokół rzetelnie wypełniony. |
Zniszczony przez trzęsienie kościół na wyspie Panglao. |
Panglao po trzęsieniu ziemi. |
W sanktuarium Tarsiera |
W wyniku wstrzasów jedynie kilka tych uroczych zwierzaczków wyszło z kryjówek. |
Tarsiery są bardzo małe, a ogony ich mają długość nawet 25 centymetrów. |
Duże oczy i duże uszy to ich znak rozpoznawczy. |
Jedzonko |
Jedno z czekoladowych wzgórz z osuwiskiem po niedawnych wstrząsach. |
Czekoladowe wzgórza |
No i kto ma pierwszeństwo? |
Gekon w Adventure Park w pobliżu Carmen. |
Sławie udało sie nawet pogłaskać te zielone stworzenia. |
Czekoladowe wzgórza |
Czekoladowe wzgórza |
Czekoladowe wzgórza |
Kościół w Carmen |
Kask w kolorze ścigacza. |
Ukąszony przez Cobrę. |
Zniszczenia w Sagbayan |
Zniszczenia w Sagbayan |
Zniszczenia w Sagbayan |
Kościół w Clarin prawie doszczętnie zniszczony. |
Clarin |
Droga w pobliżu Balilahan |
Urwana tablica |
Bohol |
Zakupy w Tagbilaran |
Filipińska wyżerka w Angel's. Buy one take one. |
Pijemy zdrowie wszystkich październikowych jubilatów i solenizantów! |
Morskie cuda |
Panglao |
Panglao |
My aż tak luksusowo to nie mieliśmy. |
Kózki |
Panglao |
Wygrzebywacze owoców morza |
Panglao |
Kościół w Panglao |
Asado, czyli wieczorne ruszty w ruch. |
Czas się zanurzyć |
Płyniemy w kierunku wyspy Balicasag |
Balicasag |
Miejsca do nurkowania kapitalne. |
Rosołek na świniaczku |
Po tym to puchną mięśnie jak po metanabolu. Czyżby Pudzian firmował ten napój? |
Strażnik pod naszym pokojem |
Balicasag |
ZENNN |
Gdybym miał gitarę... |
Tagbilaran |
Pojemne te skutery |
Tagbilaran |
Smażone lody |
Wybieramy Panią i Pana domu handlowego. |
Ubaw po pachy |
Sklep z dewocjnaliami w centrum handlowym. |
27-31 październik 2013 roku (445-449 dzień)
Zostały nam ostanie dni na Filipinach i spędzamy je na Luzon. Całą noc jedziemy na północ do Banaue, żeby w końcu zobaczyć tarasy ryżowe. Jeszcze nieprzytomnych zgarnia nas Karol – sąsiad z południa i proponuje dołączyć się do ich jeepneya. Zostajemy tu tylko jeden dzień, więc dobrze się składa. Tym lepiej, bo poznajemy Magdę i Rafała, którzy już od kilku lat robią sobie czteromiesięczne wakacje w Azji. Biegamy razem po tarasach, a po powrocie wspólnymi siłami walczymy z rumem melonowym i kokosowym. A ponieważ w knajpie, w której to wszystko się odbywa zabrakło rumu, dostajemy przyzwolenie na przyniesienie własnego. I to jest właśnie cudowne w Azji, nikt się nie przyjmuje takimi drobiazgami jak to czyja butelka wylądowała na stole.
Magda z Rafałem zostali jeszcze w Banaue, a my z samego rana z lekko ciężką głową ruszyliśmy do Sagady na podbój tamtejszych jaskiń. Jedną z możliwości jest przejście pomiędzy dwoma połączonymi jaskiniami. W tym celu należy wziąć przewodnika. Trochę kręcimy nosem, ale okazuje się, że przewodnik jest tam konieczny. Przechodzi się często najmniej oczywistą drogą przeciskając się przez wąskie przesmyki, których na pierwszy, a czasem i drugi rzut oka nie widać. Troszkę trzeba się powspinać, troszkę pozjeżdżać na linach, a nasz przewodnik jak gdyby nigdy nic skacze sobie z wielką lampą gazową w ręce. Przy okazji wychodzi jak wielką pogardę Azjaci mają dla butów trekkingowych. Większa część trasy jest sucha i dobre buty wydawałby się idealnym rozwiązaniem, ale już po pierwszych kilku metrach mamy wciągnąć japonki. Trochę nas ta wycieczka zmęczyła, wczorajszy rum dołożył swoje trzy grosze, więc grzecznie poszliśmy spać.
A rano w drodze do Doliny Echo spotkaliśmy Karola i Andreę, Czechów z Banaue. A w dolinie słynne wiszące trumny i jeszcze jedna jaskinia, którą można przejść. Tym razem idziemy sami i prawie cały czas w wodzie. Przygoda zaliczona, więc czas wracać do Manili.
Został nam ostatni dzień, w dodatku jutro Wszystkich Świętych więc odwiedzamy cmentarze. Najpierw cmentarz chiński, gdzie królują ogromne grobowce z prywatnymi kibelkami, a potem cmentarz Navotas, sąsiadujący, a raczej łączący się ze slumsami. W obydwu miejscach trwają przygotowania do świąt, ale to wydaje się jedynym podobieństwem.
Filipiny żegnamy jeszcze jedną wyżerką na bazarze Danpa.
Trochę telepie na tym dachu. |
Dojechaliśmy cali i zdrowi a dziewczyny oczywiście zasłużyły na zdjęcie pamiątkowe. |
Czasami na naprawdę ciekawe pamiątki można natrafić. Niestety jesteśmy konsekwentni i nic do naszych plecako-domów nie dorzucamy. A szkoda bo w toalecie byłoby weselej. |
Po nocnej podróży do Banaue ruszamy z rozpędu w stronę tarasów ryżowych. |
Filipińczycy przywykli nazywać je ósmym cudem świata. |
Uprawy funkcjonują już tak od ponad dwóch tysięcy lat. |
Miejsce to znalazło się również na liście światowego dziedzictwa UNESCO. |
Trochę się powspinaliśmy i drogę zgubiliśmy. |
Mieszkańcy, oprócz rolnictwa, uprawiają także wymuszanie. Tym razem żadnego lokalnego przewodnika za sobą nie wzięliśmy, więc byliśmy kierowani w różne strony. |
Trafiliśmy na czas wyborów, czyli jedzenia nie mogło zabraknąć. |
Tarasy ryżowe |
Amfiteatr |
Na ścieżce |
Tarasy ryżowe |
Udało się dotrzeć do wodospadu, chociaż nie było nam po drodze. |
Tarasy ryżowe |
Chatki na kurzych łapach. |
Agitacje wyborcze |
Podniebne szachy |
Z Magdą i Rafałem przed finalną powrotną wspinaczką. |
Banaue |
Nocne Polaków rozmowy. Wieczór w doborowym towarzystwie. Musimy to powtórzyć! |
Nasi "rumowi" kompani jeszcze pewnie dosypiali a my już pędziliśmy w stronę kolejnej atrakcji. |
Na granicy prowincji |
Nie będzie łatwo się przedostać na drugą stronę... |
Małe pierożki siopao |
Sagada |
Sagada |
Tym razem mamy swojego przewodnika - Dżimiego. |
Trumny w jaskini |
Ten oryginalny zwyczaj chowania zmarłych kultywowany jest od wieków. |
W jednym ręku lampa a w drugim papieros. |
Ostatnie spojrzenie w stronę światła. |
Jaskiniowy cmentarz |
Połączone jaskinie |
Szukamy przejścia |
Jaskiniowe tarasy |
Źródełko |
Połączone jaskinie |
Można sobie nawet popływać. My unikaliśmy zanurzenia się powyżej pępka. |
Połączone jaskinie |
Część zdjęć niestety wyparowała. Najważniejsze, że nam się udało i o własnych siłach wyszliśmy z jaskini. |
Z Andreą i Karolem na porannym spacerze. |
Widok na Sagadę |
Wiszące trumny |
Zawieszenie przy skalnej ścianie to miejsce pochówku podobno tylko dla wybranych. |
W dolinie Echo można ich trochę znaleźć. |
Znajdź trumnę? |
Kolejna jaskiniowa woda |
W dolinie Echo |
Czy buty będą suche? |
Spróbujemy się przedostać przez jaskinię na drugą stronę. |
Mieliśmy trochę wątpliwości co do czeskiego książkowego przewodnika ale gdy zobaczyliśmy światełko w tunelu zastrzeżenia zniknęły. |
Podziemna rzeka |
Jeepneye na Luzonie |
Z Andreą i Karolem wcinamy filipińskie rarytasy. |
Pokój na godziny - akurat z tej oferty nie skorzystaliśmy, bo Pani w "recepcji" chciała się do nas koniecznie przyłączyć. A we trójkę to chyba byśmy się na tym luksusowym łożu nie pomieścili?! |
Manila |
Zawiesiło się coś |
Sposób na spocone plecy |
Chiński Cmentarz w Manili |
Chiński Cmentarz w Manili |
Grobowce jak domki |
Chiński Cmentarz w Manili |
Lokator zwiał, pewnie nie pasowały mu warunki sanitarne. |
Chiński Cmentarz w Manili |
Mieszają się tu różne wyznania. |
Chiński Cmentarz w Manili |
Chiński Cmentarz w Manili |
Jeden z grobowców |
Stragany na cmentarzu. Koli zabraknąć oczywiście nie może. |
A to już inna dzielica i zupełnie inny cmentarz. Towarzyszyła nam lokalna młodzież. |
Jesteśmy w Navotas. |
Przygotowania do Wszystkich Świętych trwają w najlepsze. |
Cmentarz graniczy ze slumsami. |
Cmentarz miejski w Navotas |
Kto najbardziej się przyłożył do odmalowania grobu? |
A to już inny obraz cmentarza w Navotas. |
Pijemy na zapas |
Manila |
Kolorowe te napitki |
Manila |
Manila |
Manila |
Manila |
Danpa - kilogram do brzucha. |
14-21 październik 2013 roku (432-439 dzień)
W końcu czas na plażowy luz. Docieramy na wyspę Palawan, gdzie relaks przerywa nam informacja o trzęsieniu ziemi miedzy innymi na wyspie Bohol, gdzie mamy się udać za tydzień. Na razie się jeszcze nie martwimy, ale dociera do nas, że takie „atrakcje” mogą się zdarzyć wszędzie. Miny nam jednak zrzedły kiedy w nocy zaczął trząść się domek, w którym spaliśmy. Wybiegłam na zewnątrz, żeby sprawdzić czy ludzie panikują, ale tam cisza i spokój. Wracam do domku, a tam znowu wstrząsy. W końcu przychodzi olśnienie, mamy przecież nowych, i jak przekonaliśmy się przed chwilą, bardzo aktywnych w nocy sąsiadów.
Filipińczycy mają dziwne sposoby na promocję atrakcji turystycznych. W Sabang najciekawsza do zobaczenia jest podziemna rzeka. Najpierw trzeba jednak wykupić pozwolenie. I tu okazuje się, że jeżeli zostałeś w Sabang na noc (czyli przyczyniłeś się do zwiększenia dochodu tutejszych mieszkańców) w ramach „nagrody” pozwolenie możesz dostać dopiero jutro, co oznacza, że chcesz czy nie chcesz musisz zostać jeszcze jedną noc. Powalająca logika. Na wieść o tym nie dajemy urzędnikom dojść do głosu i robimy rozpierduchę. Zdrowy opier… z samego rana nikomu jeszcze nie zaszkodził, a my dostajemy pozwolenie od ręki.
A rejs samą rzeką przyjemny i trochę śmieszny, szczególnie, że ubierają nas w pomarańczowe kamizelki i kaski i wyglądamy jak ekipa robotników budowlanych. W dodatku nasza grupa wybiera mnie na lidera i trzymacza lampy (rzeka jest podziemna, więc jest ciemno). A lampa niczym oświaty kaganek, bo świecę tam gdzie coś jest. Tyle tylko, że to „coś” nie zawsze jest oczywiste, bo trzeba mieć sporą wyobraźnię by dostrzec wygiętą niewiastę, czy ostatnią wieczerzę w skałach i naciekach. Poza tym robota jest stresująca bo rozwydrzona grupa krzyczy „w prawo, prawo, w lewo, w lewo, nie w dół, na górę”. Mimo wszystko urządzam małą prywatę i Krzyśkowi świecę tyle by zdążył zrobić zdjęcie.
W El Nido sama plaża nie jest zbyt urokliwa, ale już okoliczne wyspy mają wszystko – biały piasek i turkusową wodę. Jeden dzień spędzamy na skakaniu po wyspach i snorklowaniu. Kolejne dwa na nurkowaniu. W międzyczasie dzieją się natomiast ekstremalne doświadczenia kulinarne. Zaczęło się niewinnie. Przy kolacji przysiadła się do nas para Filipińczyków z browarami. Jako że kozie spod ogona nie wypadliśmy i kulturni jesteśmy, to odstawiamy. Potem znowu oni i znowu my aż do pytania „A próbowaliście baluta?” Stan upojenia był już wystarczający, żeby nieopatrznie zgodzić się na wycieczkę do miasteczka, a potem degustację filipińskiego przysmaku. A sam balut to po prostu jajeczko tyle, że zamiast tradycyjnego żółtka i białka w środku mieszka sobie kilkunastodniowy zarodek kaczuszki. Ma już dziubek i trochę piórek, ale jest podgotowany więc nie chrzęści w zębach. Tylko rano obudziliśmy się z kacem moralnym, bo przecież zjedliśmy małe kaczuszki. Ja nawet dwie, ale mam dobre wytłumaczenie - piwo szybciej na mnie działa. Po takim eksperymencie zupa z ptasich gniazd nie robi już na nas wrażenia. I jak to zwykle z potrawami, które nie mają specjalnego smaku bywa, ma podobno niezwykłe właściwości lecznicze.
To jednak nie koniec atrakcji. Porządny Filipińczyk w niedzielę udaje się na walki kogutów. Tak zrobiliśmy i my. Doświadczenie jest o tyle ciekawe, że póki co nikt nie zrobił z tego atrakcji turystycznej i miejscowi nie zwracają nawet na nas specjalnie uwagi. Same walki są natomiast bardzo brutalne. Koguty maja przywiązane do nogi ostrza i nawet zwycięzca często nie wychodzi z pojedynku bez szwanku. Mamy wrażenie, że to trochę kwestia przypadku, który osobnik zwycięży. Niektóre walki trwają raptem kilkanaście sekund i zanim zdążysz się zorientować już wynoszą martwego, albo bardzo poranionego koguta z ringu.
Plaży ci tu tutaj dostatek. Palawan - przybywamy! |
Lądowanie z podskokami. Czyżby zwiastun imprezy? |
Wieczorem dotarliśmy do Sabang |
Piękna plaża tylko dla nas. |
Strzeżona przez wykfalifikowany personel. |
Niektórzy zapomnieli desek |
Sabang nocą |
Romantyczna kolacja |
Sabang |
Sabang |
Sabang |
Sabang |
Po wywalczonym pozwoleniu czas na wycieczkę do podziemnej rzeki. |
Okoliczne klify |
Strach się bać co będzie po czwartym wykroczeniu. |
Ekipa remontowo-budowlana SABANG. |
Za mną! |
Wpływamy |
Świecimy po netoperkach. |
Podziemna rzeka |
Wróg na przeciwko świeci po oczach. |
Wypływamy |
Waran na przechadzce |
Wypadł za burtę, czy nie? |
Palawan |
Nadmorski parkiet |
Wiejski parkiet |
Tu pewnie mieszka jakaś księżniczka. |
Masakra tuńczykowa |
Dzieci i pająki |
Odświeżają |
Lokalne halo-halo |
Wyścigówki na postoju taksówek w Sabang |
Okolice Sabang |
Docieramy do El Nido |
Zamieszkaliśmy przy plaży Corong Corong |
Ruszamy na wycieczkę po wyspach |
Niektóre plaże są prywatne |
Wielka laguna |
El Nido |
Można znaleźć również ośrodki wypoczynkowe odcięte od cywilizacji. |
Przystanek |
El Nido |
Zakopana |
El Nido |
El Nido |
Jun szykuje wyżerkę |
Grillowanko |
Hurra, będziemy jeść! |
El Nido |
Plaża |
Pająk przycumował przy kolejnej atrakcji |
El Nido |
El Nido |
Plaża 6 Komandosów |
El Nido |
Zatoka Bacuit |
W miasteczku |
Pająki o zachodzie słońca |
Imprezowe El Nido |
Zupa z ptasich gniazd - podobno dobra na wszystko. |
Balut - Sława zjadła dwa, Krzysiek jeden, a resztą zajęli się nasi filipińscy znajomi. |
Nisamowita obręcz księżyca |
Wesoły wieczór z Mandi i Ro. |
Jakiś nieład na łódce. |
Palawańskie nury |
Idziemy pod wodę |
El Nido |
Banan na patyku |
Strefa kościelna |
Na targu w El Nido |
Zatoka Bacuit |
Ananasowo |
Domek na plaży |
Zatoka Bacuit |
Zatoka Bacuit |
Mieszkańcy hodują koguty, które umilają życie swoim śpiewem już od trzeciej nad ranem. |
Z naszym filipińskim przyjecielem Jun'em. |
Footlong, czyli fast food w El Nido. |
Kabelkowo |
Kurczakowo |
El Nido |
Filipińscy prawnicy przy pracy - czas coś zmienić w Polsce! |
Po trzech dniach znajomości już się do nas uśmiechała. |
Szukając walk kogutów |
Wielofunkcyjna łódka (pająk) |
El Nido |
El Nido |
W tricyklu |
Trochę hazardu |
Czekamy na koguci pojedynek |
Sędziowie wybierają pary |
Każdy grzecznie czeka ze swoim pupilem. |
Jest też jedyna turystka na trybunach. |
Walka |
Powietrzni wojownicy |
Grzęda |
Wyrywny |
Zabójcze ostrze czyni z tej "rozrywki" krwawą jatkę. |
Drastyczne |
To nie na nasze nerwy. |
Koguci stadion |
Prezentacja przed kolejną walką |
Błysk ostrza |
Czas na kolejną gastronomiczną niespodziankę - zupa lomi. |
Widok na zatokę El Nido |
Skałkowa wspinaczka. Będzie ok! |
Wbiegamy na górę i upajamy się widokiem na zatokę El Nido. |
El Nido |
Zatoka El Nido |
Zatoka El Nido |
Stromo |
Ty! |
Dizajnerska umywalka |
Bułkowo |
Halo-halo wersja fast foodowa. |
Dziś będę pachniała szanel numer pięć. |
Kochaj swoje miasto. |
Kościół Niepokalanego Poczęcia w Puerto Princessa |
Puerto Princessa |
Kościół Niepokalanego Poczęcia w Puerto Princessa i szał NBA. |
Pomnik na cześć amerykańskich wyzwolicieli, którzy zginęli z rąk Japończyków. |
Plaża w Puerto Princessa. |
Mikołaj z gołą klatą - co kraj to obyczaj. |
Władca bambusa |
Puerto Princessa |
Nasze ulubione piwko na Filipinach. Przypominało nam Efez Fici z Turcji. |
Krokodylek i tamiloc, czyli robaczki z drzewa mangrowego. |
Oczywiście... koszykówka |
Sonny Rama jak Obama - yes we can. |
11-13 październik 2013 roku (429-431 dzień)
Niestety na Filipinach miała miejsce tragedia po tragedii. Najpierw nawiedziło ten kraj trzęsienie ziemi, a po kilku tygodniach niszczycielski tajfun zabił tysiące ludzi. Kiedy miały miejsce te straszne wydarzenia my byliśmy już daleko.
Manila przywitała nas deszczem, szarówką i podstępnym taksówkarzem, który próbował wozić nas okrężnymi drogami i potem tłumaczył się tym, że pada, on niedowidzi, a poza tym są korki. Nie ma pojęcia, gdzie jest hostel, do którego chcemy dojechać, więc w końcu wysiadamy z samochodu i dalej szukamy na piechotę. Przy okazji przekonujemy się, że dla Filipińczyka nie istnieje odpowiedź „nie wiem”. Zapytani kierują nas w drugą stronę i każą iść co najmniej pół godziny podczas, gdy hostel jest raptem kilkadziesiąt metrów dalej i oczywiście w przeciwnym kierunku.
Dopadło nas znudzenie. Manilę zwiedzamy bez entuzjazmu. Zaczynamy od centrów handlowych bo spalił nam się zasilacz od komputera. Potem ruszamy w bardziej turystyczne rejony czyli do Intramuros – dzielnicy, gdzie w czasach kolonialnych rezydowali Hiszpanie. Towarzyszą nam tricykliści oferujący objazd po atrakcjach. Jeden jest wyjątkowo namolny. Gdzie byśmy nie skręcili ten wychyla się zza rogu. W końcu uznajemy, że stan naszego zblazowania osiągnął poziom, na którym możemy dać się obwieźć. Nie jesteśmy jednak najlepszymi klientami, bo za szybko wszystko oglądamy, a tu płatne za każde pół godziny.
Humor poprawia nam dopiero wizyta na bazarze Danpa Farmers’ Market, czyli mokry bazar. Sprzedają tam wszelkiego rodzaju ryby i owoce morza. Potem można zakupy zanieść do knajpy obok, gdzie przyrządzają je zgodnie z życzeniem. Wyżerka była niezła. Ledwo wytoczyliśmy się na zewnątrz.
Makati, czyli dzielnica biznesowa. Na początek zrobiliśmy sobie wycieczkę w poszukiwaniu zasilacza do laptopa. |
Większość Filipińczyków to katolicy, więc takie obrazy można znaleźć niemal na każdym kroku. |
A oto jeden z symboli Filipin - jeepney. To najbardziej popularny środek transportu w Manili. |
Katedra w Intramuros |
Z naszym nieustępliwym tricyklistą. |
W kościele Św. Augustyna w Intramuros. |
Wystrzałowo w Intramuros. |
Leniwy dzień |
Nie mogłem się oprzeć. Na służbie w obcje armii. |
Przy forcie Santiago |
Kanał przy forcie Santiago |
Wszystkiego najlepszego! |
Kolejka do kasy biletowej w metrze. Taka "biedna" Manila ma tylko trzy linie. |
Bileciki w autobusie |
Wybierzmy sobie kraba. Na bazarze Dampa. |
No i ruszyliśmy w poszukiwaniu szamy. |
Czy ta kreweteczka Ci odpowiada mężu? |
Ależ owszem, czemu nie. |
Strefa estrogenu |
Strefa testosteronu - pomnik Lapu Lapu. |
Filipińska sztuka walki kijem - arnis. |
Mistrz dostaje w ciry! |
Relaks w chińskim ogrodzie. |
Jeepneye to pozostałość po Amerykanach i drugiej wojnie światowej. |
Przejażdżki rzadko są tak komfortowe jak ta. Zazwyczaj jeepney pęka w szwach. |
Makati i kościół pomiędzy gigantycznymi budynkami centrum handlowego. |
Halo-halo czy tu Gabi i Paweł? Deser pierwsza klasa. Można znaleźć w środku kilka niespodzianek - w tym przypadku była to fasola. |
Sezon świąteczny uznajemy za otwarty! |
Filipińczycy kochają Amerykanów i koszykówkę. A raczej koszykówkę i Amerykanów. |
Widok na ulicę z typowej garkuchni. |
Hostel z widokiem |